środa, 21 stycznia 2009

wtorek, 6 stycznia 2009

Do pracy.
Ponoć wszyscy już to wiedzą że powrót do pracy, szkoły czy innych zajęć po dłuższej przerwie spędzonej na bimbaniu, balangowaniu, bakaniu, błaznowaniu i innych takich na B, do najmilszych nie należy. Znając tą odwieczną prawdę z obawą i lękiem oczekiwałem poniedziałku. Po 3 godzinach snu (intensywnie korzystałem z ostatnich godzin laby i czasu na sen zbrakło) zabrałem się do porannych obowiązków. I o dziwo szło mi to całkiem sprawnie, aż do godzin przed południowych. Senność, brak koncentracji i myśli przebywające jeszcze w ostępach puszczy i na dnie butelek spowodowały totalny galimatias i chaos. Pierwsza przyszła seria pomyłek i zapomnień w pracy (fuck), druga- senność i spanie w pozycji narciarz z opartą głową o biurko (fuck), trzeci- strach przed miejscami publicznymi, czwarta- psychoza 'zgubienia', z 30 razy szukałem zagubionych kluczy, portfela, odzieży, telefonu, dowodu, pieniędzy, papierów, za każdym razem w padając w popłoch połączony ze skurczem żołądka, drgawkami, i wszystkimi objawami sytuacji gdy jesteśmy pewni że właśnie straciliśmy coś cennego. Oczywiście nic nie zgubiłem (fuck), piąty- bezsens wieczornego siedzenia-śledzenia TV i wkurw na wszystko co się rusza, połączony z wyrzutami nie spełnionych obietnic i nie dokończonych zadań (fuck). Wieczorem wycieńczony a szczególnie niestabilny psychicznie i emocjonalnie uwaliłem się na łóżko myśląc że już nic złego mnie nie spotka. A jednak. Budzik zadzwonił wesoło obwieszczając nowinę że już 6:30 (fuck). Przynajmniej to już wtorek i dzień drugi.

sobota, 3 stycznia 2009


SYLWESTER
Czerpiąc ile się da, z nowego roku, otwieram się na piwnicę gdzie zaraz będę pobudzał do życia pompę wodną, co nie udało się jednak, nie psując nam "pysznej' zabawy.